Picie alkoholu kojarzy się z wieloma kwestiami – dobrą zabawą, urwanym filmem bądź kacem, który rano nie pozwala wstać z łóżka. Dla niektórych może być to jednak sposób na udowodnienie swojej wyższości – chcą wlać w siebie więcej i szybciej, niż reszta. Czasami rywalizacja jest oficjalna, jak w przypadku meksykańskich zawodów w piciu tequili, ale równie często dochodzi do takich zawodów na prywatnych spotkaniach.
Lokalne media
od czasu do czasu informują o kolejnych ofiarach „mistrzostw w spożywaniu
alkoholu”. Nie tak dawno, bo 3 lipca, tragicznie skończyła się rywalizacja
pomiędzy mężczyznami z okolic Gostynia. Panowie założyli się o to, który z nich
szybciej wleje w siebie 1,5 litra wódki. Nie inaczej w przypadku zawodów
zorganizowanych przez właściciela jednego ze sklepów w Wawrowie. Tutaj ofiarą
był pan Ryszard, który, zgodnie z relacją świadków, „pił na głodnego”.
Wśród
oficjalnych rywalizacji warto wymienić zeszłoroczne Akademickie Mistrzostwa w
Piciu Wódki, imprezę zorganizowaną w jednym z trójmiejskich klubów. O zawodach
było głośno, ale, dla odmiany, nie z powodu śmierci któregoś z uczestników.
Zamieszanie było związane z nazwą, a konkretnie, z pierwszym jej członem.
Jednemu z posłów PO trudno było pogodzić się z tym, że sformułowanie „akademickie”
pojawiło się obok jednego z alkoholi.
Nie będzie
wielkim odkryciem stwierdzenie, że rywalizacja leży w naturze człowieka. Chcemy
być „naj” we wszystkim, nie tylko po to, aby zaimponować innym, ale również ze
względu na własne ambicje. Czasami warto się jednak zastanowić, czy chwila z
alkoholem nie powinna być przyjemnością, rytuałem, który różniłby się od
pędzącej na łeb na szyję codzienności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz